Szkoła – spotkanie w pół drogi.

Polska szkoła w bardzo dużym stopniu oparta jest na osobie nauczyciela – jego umiejętnościach, zaangażowaniu, postawie, tym, co konkretną osobę wyróżnia z zespołu i czyni obiektem zabiegów rodziców, szczególnie tych, którym najbardziej zależy na rozwoju dziecka. Taki swoisty wyścig rodziców rozpoczyna się już w klasie pierwszej i często trwa przez cały czas nauki w szkole podstawowej, kiedy zmieniają się zespoły uczniów, a co za tym idzie, nauczycieli obejmujących daną klasę. Kiedy zapobiegliwi  rodzice dopną celu, wtedy wielu z nich oddycha z ulgą, że dobrze wykonali swoje zadanie i dalsza edukacja dziecka to już wyłącznie zadanie nauczyciela. Czy rzeczywiście tak jest?

Myślę, że odpowiedzi byłyby tutaj mocno podzielone i każda grupa miałaby swoje uzasadnione racje. Moje osobiste wieloletnie doświadczenie pozwala mi na postawienie tezy, że Szkoła to jest spotkanie w pół drogi.

Jej uzasadnienie rozpocznę od dość znanego cytatu z opowiadania Ernesta Hemingwaya “Stary człowiek i morze”: 

“Lepiej jest mieć szczęście. Ale ja wolę być dokładny. Bo wtedy, jak szczęście przychodzi, jesteś gotów.”

Zatem, można mieć szczęście, umieścić dziecko w odpowiednim zespole, gdzie uczy wybrany nauczyciel i… No właśnie, czy to wystarczy? Czy może lepiej być dokładnym i zrobić coś jeszcze? 

Gotowość szkolna, którą  bada się u dzieci, jeśli rodzice zamierzają wcześniej posłać je do szkoły,  często bywa standardowym wymaganiem przy zapisie do szkół społecznych czy prywatnych i obejmuje np. umiejętność zawiązania butów. Nie jest to znajomość liter ani cyfr, tylko zestaw umiejętności, świadczących o poziomie rozwoju, który umożliwi dalszą, sprawną edukację. Dotykamy tu bardzo ważnej kwestii, czyli ukształtowania u dziecka takiej postawy, która sprzyja dalszemu rozwojowi i wykorzystaniu potencjału szkoły, nauczyciela czy zespołu nauczycieli i przede wszystkim swojego własnego. Trzeba być gotowym na skorzystanie z tego, co oferuje szkoła, każda szkoła, i nauczyciel, każdy nauczyciel, choć przyznać muszę, że nie zawsze w równym stopniu. 

Bardzo ważne jest, z jakim potencjałem przychodzi dziecko do szkoły, ile pracy zostało już włożone w kształtowanie charakteru, motywacji, postawy sprzyjającej uczeniu się. I ile wsparcia otrzyma każdy uczeń w trakcie dalszej edukacji, ponieważ jest ono niezbędnym “paliwem”, a kiedy go brakuje, cały proces, jak silnik jadący na oparach, szwankuje. 

Pierwszymi nauczycielami dziecka są rodzice i to oni, poprzez włączenie gier i zabaw edukacyjnych, czytanie książek, pokazywanie, że warto poznawać i uczyć się nowych rzeczy, być w tym wytrwałym i konsekwentnym, nawet jeżeli po drodze są niepowodzenia, kształtują postawy i charakter. Materiały, które wspierają rodziców i nauczycieli na najwcześniejszych etapach, są dostępne tutaj (>>>). Wtedy szkoła naprawdę może być spotkaniem w pół drogi. Uczeń jest gotowy na to, co się wydarzy, a nauczyciel jest odpowiedzialny za to, aby cały proces prowadził do wyznaczonego celu. Oczywiście szkoła to także podstawy programowe, oczekiwania państwa co do zakresu edukacji i uzyskiwanych efektów. 

Swoisty eksperyment edukacyjny, niezamierzony i nieplanowany, w formie nauczania zdalnego,
przyniósł szereg obserwacji i refleksji. Wydawałoby się, że po tak długim czasie bycia poza szkołą, uczniowie z chęcią do niej wrócili, tymczasem obserwowało się niechęć i próby odwlekania tego momentu do kolejnego roku szkolnego. Warto zadawać sobie pytanie, dlaczego tak się dzieje i szukać na nie odpowiedzi, chociaż zapewne nie przyjdzie ona szybko. Czy zawodzi sfera motywacyjna, czy przyczyną są obawy przed zbyt wysokimi wymaganiami? A jeśli to drugie, to czego konkretnie obawiają się uczniowie?

Nastąpiło słuszne i oczekiwane złagodzenie wymagań egzaminacyjnych, bo przesunięto rozszerzenie o kolejne przedmioty egzaminu ósmoklasisty. Działanie to pokazuje jednak, jak bardzo umowne jest określanie  wymogów egzaminacyjnych, w jak dużym stopniu zależy ono od sytuacji, a także aktualnie przyjętych priorytetów  w edukacji państwowej.

Tymczasem w nauczaniu i uczeniu się może chodzić o coś więcej niż tylko zdobycie określonej wiedzy, dającej przepustkę do dalszego etapu. W życiu nie da się określić, które umiejętności, jaki zakres wiedzy, zagwarantują sukces. Ale żeby być gotowym, kiedy przychodzi szansa, trzeba mieć giętki umysł, opanować podstawowe umiejętności, w tym jedną z kluczowych, jaką jest rozumienie czytanego tekstu, umieć i chcieć się uczyć. W tym znaczeniu szkoła może być spotkaniem w pół drogi: ucznia, który chce wykorzystać swoją szansę na rozwój, i nauczycieli, którzy świadomie i umiejętnie rozwój ten będą wspierać. Którzy potrafią skupić uwagę i ukierunkować aktywność uczniów, swoją pasją i wiedzą pociągnąć i ukształtować, pokazać nowe możliwości.

Czas pandemii wiele w tym procesie zakłócił, później zmiany też nie pomagały, pora na mobilizację, i to wszystkich: rodziców, uczniów, nauczycieli. Jeśli myślimy o tych ostatnich, to nie tylko o wychowawcach, nauczycielach przedmiotów egzaminacyjnych, bo do takiego myślenia przywykliśmy, że oni muszą zawsze być na pierwszej linii. Ale jeśli się odda głos uczniom, to czasem mogą  nas zaskoczyć, jak jeden z  nich, który w jubileuszowym wspomnieniu o szkole napisał m. in.:

“Był moim trenerem przez wiele lat i nauczył mnie wytrwałości, systematyczności i “bycia twardym”, ale również (być może to jest najważniejsze), że nic nie dzieje się samo i tylko codzienny wysiłek daje wymierne rezultaty.”

Ponieważ to również mój uczeń, wiem, że czytał także Hemingwaya. Działajmy, bo droga dojścia do takich stwierdzeń wcale nie jest prosta.

Grażyna

Nauczyciel szkoły podstawowej.